Witam wszystkich fanów Queen! Wiem że od koncertu minęło już trochę czasu ale jestem tu "nowa" i chcę podzielić się moimi wrażeniami z tego wieczoru. Dla mnie to było niezapomniane przeżycie - pierwszy raz zobaczyłam Bri i Rogera na żywo. Przyznam się, że gdy oglądałam relacje z Wrocławia w 2012, nie mogłam słuchać i patrzeć na Lamberta (ktoś inny na wokalu był dla mnie nie do zaakceptowania). Przed Krakowem obejrzałam wiele koncertów z tej trasy i miłe zaskoczenie - Adam zrobił znaczne postępy i nie razi mnie już aż tak te jego "wycie"(a poza tym wreszcie zamienił kolorowe futerko na czarną skórę
Zacznę od plusów:
fala przed koncertem SUPER fajnie że ludzie potrafią się tak bawić
oprawa i efekty świetlne na światowym poziomie( mały szczegół: głośnik zasłaniał główny telebim -siedziałam na trybunach)
dziadki nadal w formie (podziwiam ich że im się jeszcze chce)
głos Adama dobry, jest uzdolniony lecz czasem za bardzo przeginał i śpiewał niepotrzebnie za wysoko a to przecież nie konkurs talentów, nie zawsze wyżej znaczy lepiej, trzeba wiedzieć gdzie go użyć mocniej itd. Freddie był artystą kompletnym: komponował, pisał teksty, wykonywał a do tego był niesamowitym showmanem z MEGA charyzmą. Adam ma świetny głos, jest sympatyczny, łapie kontakt z publicznością ale charyzmy to chyba więcej miała moja babcia...Tak więc nadal uważam, że jest Freddie a po nim długo, długo nic.
bitwa na perkusje zajefajnie (Roger mimo wieku daje rade)
solówka Briana- dla mnie to geniusz gitary ( uwielbiam jej dźwięk)
Roger w Kind of Magic - super- czekałam na ten moment i uważam że mógłby zaśpiewać więcej z setlisty
Minusy:
nagłośnienie w pierwszych utworach fatalne (byłam na trybunach blisko sceny)
przesadzone obsceniczne gesty Adama- jakoś tak nienaturalnie mu to wychodzi
Adam na sofie na każdym show robi to samo( jak aktor) brak mi tu spontaniczności, scenariusz wciaż ten sam (może niepotrzebnie oglądałam poprzednie show)
A poza tym:
Love of my life- cudnie wyszła akcja ze światełkami, widok z trybun bezcenny
Dragon Attack - miła niespodzianka w tym poukładanym scenariuszu
Radio GaGa - cały mój sektor poderwał się wstał klaskał i śpiewał, czuło się tą jedność
Bo Rhap - przepłakałam całe ( widok Freddiego na ekranie...)
WWRY i WATCH - wzruszenie , radość , jedność - nie przeszkadzał mi nawet Adam z koroną na głowie
Podsumowując, długo nie mogłam dojść do siebie po koncercie bo dałam się porwać nie Adamowi ale tej wspaniałej ponadczasowej muzyce, która dzięki tym dwóm starszym panom na żywo brzmi 1000 razy lepiej, wywołując niejednokrotnie ciarki na całym ciele. I właśnie dlatego uważam że dla takich przeżyć oni powinni grać dalej a czy z Lambertem czy bez to wiadomo że kto by to nie był nie zastąpi nigdy Freddiego ale chodzi o muzykę którą On pozostawił - ona cały czas żyje.
To oczywiście moja subiektywna relacja i każdy może mieć na ten temat inne zdanie.