Bilety zakupione dziś i w zeszłym tygodniu:
Airbag- w końcu!!!
Gazpacho
Crippled Black Phoenix
Tangerine Dream
Jeszcze tylko Sabbsi i Sonisphere i do lipca kalendarz pełny
Byłem dziś na koncercie Fields Of The Nephilim, a supportem był Deathcamp Projcet i Closterkeller. Ponieważ Fieldsi to obok Pink Floyd i Black Sabbath moje top 3 zespołów czekałem z niecierpliwością na ten występ mimo faktu, że ponad połowy skłądu już nie ma, ale w końcu powrócił oryginalny basista, a więc Tony Pettitt ( októym kikla słów później). Progresja zmieniła miejscówę i jakoś mi nie przypadło do gustu to nowe miejsce. 30 min czekania na zimnie w kolejce do wpuszczania to przesada
, zimno w środku, kible dziwne, brak mydla itp. Na Deathcamp Project byłem tylko w końcówce i grali do rzeczy. Closterkeller culus nie urwał, jakiś koo w 1szym rzędzie darł się co chwil ai wrzesczał,że anja śpiewa playbacku, w końcu nie wytrzymała i podeszła do niego z pytaniem, czy w końcu zamknie jadaczkę, po czym pokazała mu fakasa
.
Przed Fieldsami pod scene wbiła grupa łysych mięśniaków wyglądających jak skini, albo recydywiści na przepustce i zrobiło się nieprzyjemnie. W końcu zabrzmiały 1sze dźwięki Dead (but not dreaming) i... NIC. Ten występ, to moje największe koncertowe rozczarowanie w życiu, a tak na niego czekałem
. McCoy praktycznie niesłyszalny, jakieś farfoclu charczenie itp. Gitarzyści zastępujący oryginalnych członków to jakaś parodia. Jedyny jasny punkt i człowiek, który uratował ten koncert od oceny 1/5 ,a na 2/5 to Tony Pettitt-czapki z głów przed tym basistą. To co wyczyniał w Psychonut i Last Exit For The Lost, to był kosmos. Jedyne jasne momenty, to Watchman, At The Gates Of Silent Memory, Psychonaut i Last Exit. Reszta zabita przez katastrofalny wokal Carla i panów gitarzytów. Nie wiem, czy to wina nagłośnienia, czy po prostu McCoya podrasowywali w studiu na Earth Inferno (chociaż słuchałem bootlegu z 2008 z Wawy i tam brzmiał o niebo lepiej i przynajmniej był słyszalny). Ogólnie 120zł w błoto i wielkie rozczarowanie. Moja stopa więcej nie postanie na koncercie tych popłuczyn po FOTN i mam nadzieję, że Tony Pettitt wróci do The Eden House i nie będzie swoim nazwiskiem firmował tej hybrydy
. Aha łącznie z bisami grali 75 min, więc zakrawa to o parodię.