W niedzielę zaliczyłem koncert Rynkowskiego w łódzkim Teatrze Muzycznym... i niestety ale raczej się zawiodłem. Raz, że nie zagrał kilku najważniejszych szlagierów, m.in. "Dziewczyny lubią brąz" i tych dwóch piosenek o piciu. Nie było też "Ten typ tak ma", ale to to raczej mniej znane, więc się nie nastawiałem zbytnio. Dobrze że chociaż "Intymnie" i "Dary Losu" zagrał z moich ulubionych, ale jednak mam wrażenie, że te piosneczki(choć większość twórczości Ryśka chyba też) kręcą mnie chyba tylko studyjnie. Ale to może też zależy od charakteru koncertu - ten wydawał się być taki zbyt kameralny, mimo że widownia była wypełniona po brzegi i nawet jak klaskała to czułem, że jest coś zbyt kameralnie. A i w ogóle cały czas miałem wrażenie, że oglądam koncert akustyczny(choć wcale taki nie był). A może to też kwestia nagłośnienia? Za dobre to chyba nie było. A i sam Rynkowski chyba nie był coś w formie, bo zdaje się jakby miał jakąś chrypę, nieraz co trzeciego jego słowa nie byłem w stanie wyłapać... myślałem, że może nie umie złapać kontaktu z publicznością, ale to akurat nieprawda, bo świetnie nas zabawiał różnymi anegdotami i historiami ze swojego życia, na przykład zdradzał przepis na długowieczność swojego wujka w postaci jakiejś mieszanki spirytusu z czosnkiem, od niego też dowiedziałem się, że most łazienkowski nie pali się po raz pierwszy, o jego współpracy i piciu z Cyganem(ale Jackiem a nie takim co w tramwaju czy McDonaldzie ci żebrze) wynikiem czego były te dwa szlagiery o piciu(no czemu ich nie zagrał, tym bardziej że to był koncert w ramach trasy z okazji 25-lecia współpracy artystycznej z Cyganem?) i takie tam...
O ile dla mnie było raczej średnio, to przynajmniej dziewczynie się podobało, więc chyba mogę być z siebie zadowolony, że jednak dobrze wybrałem koncert.