Bardzo rzadko tu zaglądam nie znacie mnie ale... poznacie moją recenzję
Oczywiśćie przepraszam ale nie jestem jakimś krytykiem muzycznym hehe xD
Pierwszy album Queen... wydany 3 lata po powstaniu zespołu. Można niestety powiedzieć że się spóźnili... był już rok 1967 na wielkie albumy (Sgt. Peeper's) czy debiuty (Are You Expercined? czy debiut Floydów) a później 1971 i słynna "czwórka" Zeppelinów. Wszyscy znają też kulisy powstania albumu, musieli czekać aż prawdziwe gwiazdy jak David Bowie kończyli, wtedy oni mogli wejść do studia i nagrywać. Prasa zjechała album... niesłusznie. Owszem, nie jest taki jak późniejsze dzieła ale ludzie... to debiut. Debiut rządzi się mimo wszystko (jak dla mnie) innymi prawami. Co do produkcji słychać tu popularne brzmienia, wg. mnie przeważające hard rockowe zainspirowane Black Sabbath czy Led Zeppelin. No i słychać taki trochę jak ja to mówię... brud
Krążek rozpoczyna się wspaniałym utworem,
Keep Yourself Alive. Tutaj jako ciekawostkę podam że jak zaczynałem przygodę z Queen, to ściągałem pojedyncze kawałki to trafiłem na wersję wydaną chyba przez Hollywood Records z 1991 roku. Czyli ta "Czystsza" i bez tego solo na perkusji. Co do kawałka (mówimy o pierwotnej wersji) jest to kandydat na singiel. Najbardziej przystępny ze wszystkich na albumie. Ciekawa bardzo gitara i dobry tekst. a te solo na perkusji... kiedyś go nienawidziłem bo przez to nie słyszałem tej cudownej gitary
Jak jeszcze lubiłem tylko chwytliwe melodyjki to był mój ulubiony utwór z albumu ale... nadal jest ale musiał ustąpić ale o tym za chwilę. Powiem więcej ten utwór powinien mieć swoje miejsce wśród wspaniałych utworów debiutanckich.
Drugi z utworów to czasy Smile i spółki May/Staffel,
Doing All Right to taki spokojny utwór na początku. Kiedyś go nie lubiłem ale zaczynam doceniać. Ciekawe gitary, bas Deacona też. I nagle boom i utwór zaczyna pędzić. W tym utworze są bardzo dobre zmiany tępa, raz wolno i zaraz znienacka Freddie przestaje delikatnie śpiewać i zaczyna z zespołem dawać czadu. Bardzo dobry utwór, czemu tylko nie mogli więcej wykorzystać ze Smile?
Great King Rat to mój faworyt z tego albumu i w ogóle z całej dyskografii w ogóle! Ten utwór to majstersztyk. Freddie pokazał że ma "rękę" do tekstów bo tekst jest bardzo dobry moim zdaniem najlepszy na tym albumie. No i to... wspaniałe gitarowe solo... brak słów co pan May tam zrobił. Nie wiem czemu ale jak go słucham to czasem mi zalatuje... Hendrixem. Serio nie wiem czemu takie... niby improwizacje na gitarze, wycieczka po gryfie... jakby było jedyne na świecie i niepowtarzalne że potem nie można tego nagrać. Co jak co ale w tym utworze Brian dał dopiero czadu że najwięksi gitarzyści by się tego nie powstydzili.
Kolejna kompozycja
My Fairy King to inna z ulubionych. Po raz pierwszy tutaj słychać coś nowego... ta piosenka w 100% pokazuje styl Queen jaki będziemy mieli przyjemność usłyszeć na następnych wydawnictwach grupy. Zmiany tępa są na plus no i te wspaniałe chórki gdzie prym wiedzie Roger i ten jego wysoki głos, o ile się nie mylę to on miał najwyższy, wyższy chyba nawet od Freddiego. Pierwsze wykorzystanie takowe chórków, zresztą nie znam innego zespołu który by tak idealnie współgrał głosowo.
Liar... moim zdaniem utwór lekko przydługi, zwłaszcza początek. Wokal Freddiego pokazuje klasę i kolejna "brudna" produkcja. Utwór najbardziej dla mnie się wyróżnia prócz jego wokalu to... tym cudnym basem Deacona. I chyba jeden z niewielu gdzie John "daje" głos
W ogóle prócz Freddiego, w rankingach muzycznych "na swoich pozycjach" to John stoi najwyżej z zespołu Queen. Dopiero potem Brian i chyba najniżej niestety Taylor... Piosenka skrócona do 3 minut była nawet wydana jako singiel... jaka szkoda że nie ma nigdzie okładki i czy w ogóle naprawdę była wydana jako singiel...
The Night Comes Down to niestety obniżenie lotów. Można powiedzieć "uspokojenie" się po tych wymagających utworach. Utwór zawiera ciekawe momenty chórków, lecz niestety bardzo krótkie i to chyba wszystko niestety...
Modern Times Rock 'N' Roll... hmm... mój problem z Rogerem był taki że go nie lubiłem xD Poważnie, nie lubiłem jego głosu, wolałem Briana. Dopiero później zacząłem bardziej doceniać Roga. Sam utwór do najlepszych nie należy. Jest bardzo szybki, pędzi niczym struś pędziwiatr tak samo jak wokal Rogera ale to chyba wszystko co go wyróżnia. Nie jest jakimś dziełem ale raczej taką... ciekawą ciekawostką i niestety zapychaczem.
Następna piosenka zawiera ścieżkę instrumentalną która kojarzy mi się z Black Sabbath i riffami Tony'ego Iommiego. Tak to o
Son and Daughter mowa. Riff jest cudny, zresztą co się dziwić, napisany przez Briana który miał "rękę" do pisania wspaniałych gitarowych utworów. Kolejny kawałek gdzie widać wpływ jakiegoś zespołu. Po nim następuje
Jesus. Wg. wielu zapychacz. Dla mnie jest całkiem niezła. Ale tylko niezła i też raczej troche zapychacz. Jak wszystkie religijne piosenki hehe. Jakbym puścił to mojej katechetce to by mi egzorcyzmy załatwiła za to że słucham jak bezczeszczone jest imię Jezusa (choć tam gdzie niby Freddie obraża religię to ten fragment może mieć znaczenie dobre jak i złe). Po nim następuje instrumentalne
Seven Seas of Rhye. Zawsze mnie zastanawiało po rybo dwudyszna dawali ten fragment skoro wydali go rok później? Chyba faktycznie nie wiedzieli że cos jeszcze będzie i po prostu "zapchali" miejsce na płytce tym oto fragmentem.
To była płyta, przejdźmy do bonusu w postaci Mad the Swine. Ten kawałek był znany ale nie jestem pewien czy był b-sidem. Udany kawałek który moim zdaniem bije instrumentalny
Seven Seas of Rhye,
The Night Comes Down,
Modern Times Rock 'N' Roll czy
Jesus. Szkoda, wielka szkoda że nie znalazł się na żadnej płycie, utwór ma ciekawą konstrukcję, fajny refren i takie pewne momenty... które bardzo mi się podobają.
Oto mój ranking:
1.Great King Rat
2.Liar
3.My Fairy King
4.Keep Yourself Alive
5.Son and Daughter
6.Doing All Right
7.The Night Comes Down
8.Jesus
9.Modern Times Rock 'N' Roll
10.Seven Seas of Rhye
To dotyczy albumu. Jeśli byłby brany pod uwagę
Mad the Swine to by zajął miejsce pomiędzy
Doing All Right a
The Night Comes Down. Album moim zdaniem zasługuje na ocenę dobrą , czyli
4. Jakby wyrzucić
Seven Seas of Rhye i zamiast tego wstawił
Mad the Swine, dostałby
-5 To moja pierwsza recenzja albumu "amatora". Mam nadzieję że się podobała. Zapraszam do lektury