Gdyby kogoś interesowała moja lista na 2011 (widzę, że w wynikach nic by nie zmieniła
):
1. In Flames - Sounds of a Playground Fading
2. Trivium - In Waves
3. My Dying Bride - Evinta
4. My Riot - sweet_noise
5. Arch Enemy - Khaos Legions
6. Cavalera Conspiracy - Blunt Force Trauma
7. Megadeth - Th1rt3en
8. Korn - The Path of Totality
9. Amon Amarth - Surtur Rising
10. Opeth - Heritage
11. Luxtorpeda - Luxtorpeda
12. Burzum - Fallen
13. My Dying Bride - The Barghest O' Whitby
14. Dream Theater - A Dramatic Turn of Events
15. Scorpions - Comeblack
I 2012:
1. My Dying Bride - A Map of All Our Failures - nie znam drugiego zespołu, który by przez ponad dwadzieścia lat kariery tak bardzo trzymał poziom swoich nagrań i wciąż brzmiał świeżo. Na A Map MDB wraca mocno do doomowych korzeni, z ciężkimi, wolnymi, brudnymi riffami, ale też nie zjada własnego ogona, a nadaje tym patentom nowej szlachetności - głównie przez wokale Aarona, które, co niesamowite, z czasem są coraz lepsze. Doom i gloom mieszający się z lekkością w The Poorest Waltz, niesamowity utwór tytułowy... Po raz kolejny powalili mnie na łopatki.
2. Gojira - L'Entfant Sauvage - Gojira troszkę lżej, ale nie tracąc swojego mocarnego groove'u i brzmienia. Tytułowy numer już jest kult, The Gift of Guilt podobnie, płyta jako całość spójna brzmieniowo i równa.
3. Anathema - Weather Systems - nie jest to tak wybitna Anathema jak We're Here Because We're Here, ale jednak piękna to płyta i choć na początku mnie nie przekonała, to z każdym kolejnym odsłuchaniem brała mnie coraz bardziej. Najbardziej oba Untouchables, Lightning Song i Storm Before the Calm, te utwory świadczą o wartości tej płyty, reszta utworów jest dobra (Beginning & End, Lost Child), inne po prostu ładne (Internal Landscapes),tylko dwie wpadki - Sunlight i The Gathering of the Clouds.
4. Crystal Castles - III - niesamowita muzyka elektroniczna, piękne to i niesamowite, świetne melodie połączone ze świetnym tłem syntezatorowym i ciekawymi wokalami.
5. Eluveitie - Helvetios - ostatnio dziewczyna zwróciła mi uwagę na Alesię, więc zarzuciłem sobie tę płytę, wcześniej słuchaną po łebkach, na warsztat... i szczenna o podłogę. Początek, Prologue + tytułowy to ciary jak stąd do Szwajcarii, a potem poziom jest nadal bardzo równy. Szczególnie wyróżniają się na tym albumie wokale damskie, które robią najlepsze momenty płyty (początek Helvetios, Rose of Epona, Alesia). Momentami trochę za bardzo metal przeważa nad elementami folkowymi, uwielbiam ich za to, że zwykle idealniali wyważali te proporcje, ale płyta jako całość i koncept świetna.
6. Lamb of God - Resolution - nie takie lamb of gody ukochałem, ale nadal trzymają poziom
Trochę jakby lżej momentami, trochę więcej riffów na rock'n'rollowych skalach, choć sekcja nadal miażdży pod spodem. W sumie nic nowego nie odkrywają, ale kopiowanie takich numerów jak Redneck (w Desolation) może się nie nudzić jeszcze bardzo długo
Plus ciekawostka, czyste wokale w Insurection.
7. Luxtorpeda - Robaki - lepsiej, przystępniej i melodyjniej, jak na debiucie, w paru numerach naprawdę nieźle trafili na banię - Gimli, Hymn, Wilki Dwa. Cieszę się, że Litza w końcu robi porządną muzę.
8. Bracia Figo Fagot - Na Bogatości - Małgoś, Małgoś, Małgoś głupia, poszłaś za cyganem...
9. Burzum - Umskiptar - Burzum w tempie kosmicznym nadrabia lata w więzieniu. Nie idzie za tym jakość nagrań, bo Umskiptar ustępuje zarówno Fallen jak i Belusowi, niemniej jest to nadal bardzo dobra muzyka.
10. Katatonia - Dead End Kings - na dopchanie listy, bo marna to płyta, jak na Katatonię, choć są momenty.
Zabrakło czasu na nadrobienie zeszłorocznych Kwasożłopów (a numery, które słyszałem, są bardzo dobre
), The Cranberries, Swallow the Sun i Saturnusa.