przez whoatemydinner » 25 maja 2015, o 00:34
01. The Beatles - Magical Mystery Tour
Najbardziej kompletny album Beatlesów. Pomimo tego, że druga połowa to de facto zbiór ówcześnie najnowszych singli, a pierwsza połowa to soundtrack. Idealne wyważenie między psychodelią i fajnymi melodiami, może trochę zbyt tęczowo jak na mój gust chwilami, ale zawsze na poziomie. genialne przyjemnie się tego albumu słucha, po prostu. Plus najbardziej kompletny, totalny utwór zespołu - Strawberry Fields Forever. No nie mogę inaczej. Hajlajty: Magical Mystery Tour, Blue Jay Way, I Am the Walrus, Strawberry Fields Forever, Penny Lane, Baby You're a Rich Man
02. The Doors - The Doors
A tu mroczna psychodelia. Morrison to jedna z najbardziej fascynujących postaci tamtych czasów, ale przecież nie tylko o niego się rozchodzi na tym krążku: cały zespół był naprawdę w wyśmienitej formie jeśli chodzi o pomysły na kawałki i ich rozwijanie/aranżowanie. Ostatni utwór to jedne z największych ciar tamtej epoki muzycznej, więc wiadomo. Ale ogółem całość fajnie oscyluje między taką bardziej... ekhm, "dorosłą" odmianą tej muyzki jeśli chodzi o tematykę, a z drugiej strony mamy miłą, lekką i przyjemną miejscami atmosferę. Śmieszny debiut. Hajlajty: Break On Through (To the Other Side), Twentieth Century Fox, Alabama Song, End of the Night, The End
03. Pink Floyd - The Piper at the Gates of Dawn
No i mamy szaleńca. Ta płyta jest wskocz mi na kan nawet jak na standardy tego, co się wówczas działo. Znajdowanie popowych dziełek w niekontrolowanej improwizacji. Faktycznie szkoda, że ta era w karierze zespołu na dobre skończyła się zanim się zaczęła. Barrett nie jest osobą do wyznawania, ale do szanowania jak najbardziej. No i oczywiście Wright tu gra drugą najważniejszą rolę, a im więcej sympatycznego klawiszowca tym lepiej. Hajlajty: Astronomy Domine, Lucifer Sam, Matilda Mother, Interstellar Overdrive, Bike
04. The Velvet Underground & Nico - The Velvet Underground & Nico
A to to stosunkowo niedawno poznałem w całości więc potrzebuje czasu. Kolejna genialne płyta, choć ta moim zdaniem cierpi na niedobór dobra produkcyjnego. Lo-fi jest spoko, ale w paru miejscach razi, szczególnie, że aranże tutaj są naprawdę spoko (John Cale na prezydenta) i czasami mam wrażenie, że fajnie by było im dać oddychać. A może to właśnie w tym klaustrofobicznym skondensowaniu tkwi magia? Nie wiem. W każdym razie kawał świetnej, odważnej i wpływowej muzyki. Hajlajty: Sunday Morning, I'm Waiting for the Man, Venus in Furs, All Tomorrow's Parties, Heroin, European Son
05. The Beatles - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
O poziom niżej niż Magical Mystery Tour, ale żebym powiedział czemu to nie umiem do końca. Chyba po prostu MMT jest w swojej składakowej rozsypce magiczne, heh. Tutaj oczywiście dużo popu na poziomie, ambitne rzeczy, dość wskocz mi na kan rzeczy - wiele rzeczy. Jedynym minusem jest Within You Without You, które jest zbyt rozwleczone, ale oczywiście Harrison na plus zawsze i wszędzie, a w ogóle sitar w muzyce Beatlesów propsuję w dzień i w nocy. No i chyba znowu trochę za dużo tęczy. Hajlajty: Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, Lucy in the Sky with Diamonds, She’s Leaving Home, Being for the Benefit of Mr. Kite!, Good Morning Good Morning, A Day in the Life
06. Leonard Cohen - Songs of Leonard Cohen
07. Scott Walker - Scott
08. The Doors - Strange Days
09. The Who - The Who Sell Out
10. Cream - Disraeli Gears
// //