farfoclu. ciężko.
Największy progowy zespół jaki powstał po latach 70. Czasem mam wrażenie, że jedyny.
1 The Invisible ManUtwór życia zapewne. Nie jestem w stanie o nim pisać, czy mówić bez popadania w banał.
2 NeverlandTo samo. Cokolwiek bym nie napisał to zabrzmi to śmiesznie i pretensjonalnie... ale farfoclu NO wziąć bajkę o Piotrusiu Panu i nie popaść w banał to trzeba być Hogarthem.
But when you're gone
I never land
In Neverland < -- definicja tego zespołu, punk kulminacyjny ich kariery.
I ten moment jak po akustycznym przerywniku powraca Rothery z całą siłą... z resztą obejrzyjcie:
http://www.youtube.com/watch?v=l3NhNz9-EOA i zaciesz na mordzie h
Will you fly
Take to the sky
again
Undo the hooks
Once and for all
Banish the tic tic tic tok tok tok
Again
obejrzyjcie sobie mając 8 lat HOOK'a Spilberga z Robinem Williamsem i Dustinem Hoffmanem, to będziecie płakać jak ja.
Cicho, nie śmiać się.
3 Interior LuluZawsze mnie dziwiło, że Lulu jest tak zapomnianym utworem. Ale w tamtym czasie Marillion poszedł po całości. Olali to czego oczekuje telewizja, czy fani i postawili na samych siebie (potem poszli z tym jeszcze dalej na Anoraka). Może po prostu ten utwór nie był tak przebojowy jak flojowskie Ocean Cloud? Ale Mari wtedy już dawno odpłynęło z mainstreamu, szukali zupełnie innych środków wyrazu i zapuszczali się na tereny, na które te wszystkie drugoligowe neo-progowe zespoły nie mają odwagi pójść. Z resztą nie oszukujmy się, czym innym jest bycie NIEZALEŻNYM ARTYSTĄ gdy twój zespół zna 10 osób na krzyż, a co innego gdy sprzedajesz miliony płyt, jesteś rozpoznawany na całym świecie i jest wielka gra kto będzie nową gwiazdą popkultury - U2, czy TY. Z całym szacunkiem dla Riverside, Gazpacho czy innych nietoperzy.
A LULU... to swoisty manifest (jakkolwiek bucowato by to wszystko nie brzmiało) wystawiający środkowy palec nie tyle niedzielnym fanom mtv, co właśnie bardziej tym wszystkim słuchaczom ładnych neoprogowych melodyjek wziętych z reklam colgate ubranych w rockowe instrumentarium i rozciągniętych na 15 minut. Jezu, nie powinienem pisać o Marillion <idzie poszukać pastylek na uspokojenie>
Ale żeby nie było - AnesthetizeLulu całkiem ładnie wyszło Wilsonowi ^^
Ale Lulu... najbardziej ich niedoceniony utwór.
I ten dekadencko-oniryczny klimat...
Every rainy day by e-mail
Another virtual page arrives
Of the chapters you'll be writing
In the book called wasted lives
4 Out of this WorldKolejny którego słowa nie opiszą. Popis Rothery'ego już jest legendarny. Nie już pamiętam kto był autorem, ale na starym forum pojawił się bardzo ładny opis przy tym utworze "przy tak grającym Rotherym, Gilmour wydaje się być jedynie zimnym profesjonalistą". No i wokal H w tej wyciszonej końcówce... w ogóle jakie DCD, jakie co.
5 Ocean CloudNapisano już wszystko.
"Ripping out the radio..."
i ten fragment o Barbados
6 This Strange EngineNie wiem czemu tak nisko. Powinno być w top 3, ale już mi się nie chce bawić w przekładanki. W każdym razie moment, gdy po pierwszej (cudownej) solówce następuje wyciszenie i ten magiczny motyw Kelly'ego, jest bez wątpienia jednym z najwspanialszych momentów w historii wszechświata. I potem to co gra Rothery... nie da się lepiej.
Bo tekstowo to chyba najbardziej osobista rzecz jaką popełnił H.
6 RunawayDefinicja zespołu. Gdybym mógł to na pierwsze dałbym BRAVE w całości, najpiękniejsza płyta jaką znam.
7 The Great EscapeI znowu wychodzi debilizm dzielenia Brave na poszczególne części, a tu jeszcze BIG LIE powinno się gdzieś zmieścić... W każdym razie najbardziej rozpieprzający wokal w historii. I na żywo (połączone z Mad najlepiej).. na żywo nie ma sobie równych.
"A bridge is not a high place
The fifty-second floor"
tak, Brave to jednak cały czas ukochana płyta.
9 This is the 21 CenturyThis is the 21st century
Can't you get it through your head
This ain't the way it was meant to be
Magic isn't dead
Come to bed
awwww, każdy by poległ, oni dali radę. Każdy przy takim tekście brzmiałby idiotycznie, oni zabrzmieli genialnie. I niezwykle świeżo.
To była odważna płyta, jak widać dla wielu zbyt odważna... mogli wszystko stracić i niewiele zyskać. Poszli jednak na całość, po raz kolejny grali to co im w duszy siedziało, a nie to czego oczekują fani. Efektem Anoraka jest między innymi następne Marbles, czy Happiness. Słychać dużo wpływu takich grup jak Massive Attack czy Radiohead, ale również znowu słychać ich ogromy wpływ na Stevena Wilsona. Potężnie Ian bębni, melodia jedna z najlepszych w dorobku. I ten tekst... jeden z najbardziej do mnie trafiających.
And slowly, from above,
She showed the answer's something that can't be written down
10 Happiness is the RoadNajbardziej pozytywny przekaz jaki spotkałem w muzyce.
Dalej:
Incubus (You can't brush me under the carpet, you can't hide me under the stairs - od lat, poraża za każdym razem i to solo potem...)
Blind Curve (najlepsze co nagrali do BRAVE)
Beyond You (kocham, kocham, kocham)
When I Meet God (
http://www.youtube.com/watch?v=nZ7rxTPXFkQ KOŃCÓWKA - WHO DA FUCK IS DAVID GILMOUR? hands down)
HOUSE (tak bardzo zapomniane, Kater, powinno ci się spodobać)
GAZA
Sky above the Rain
Older than Me... w sumie obydwie płyty Happiness w całości (zwłaszcza Essence)
Somewhere Else
Voice from the Past
The Only Unforgivable Thing ( w sumie całe Marbles? ;f)
Montreal (Je T'aime my darling awwww)
Beaujolais Day (zapomniany Fish jest zapomniany. Ale nie, misplaced Kejli najlepsze przecie.. no jak boga kocham...
)
The Space (kiedyś byłoby w top 3)
Seasons End
Splintering Heart
Berlin
Fugazi
Quartz - OBIE wersje
Tux On
ps. a tak naprawdę to powinno tak to wyglądać:
1 BRAVE
2 MARBLES
3 Happiness is the Road
4 - 10 Bawienie się w poszczególne kawałki ;d
.
.