przez Rysiu » 30 wrz 2014, o 06:37
Doszedłem w swoim poznawaniu zespołu do szóstej płyty - "Holiday in Eden". I o ile pierwszy album z Hoghartem uznaję koniec końców za bardzo dobry (chociaż i tak słabszym od najsłabszego Fisha), o tyle ten... hmmmm... powiem tak: po raz pierwszy album Marillion nie spowodował u mnie żadnych uczuć. Kompletnie nic. Nie jest złe, jest tylko mało emocjonujące, mało wyróżniające się, mało chwytające, mało zachwycające. Brzmi troszkę jak odrzuty po "Seasons End", wciąż trzymające przyzwoity poziom, ale jednak nie dające jakichś głębokich emocji. Mam nadzieję, że zespół pokaże jeszcze pazurki i nie jest tak, że to, co słyszę jest jakimś początkiem równi pochyłej.
Marillion Rank (so far):
Strefa geniuszu:
1. Jester
Strefa bardzo dobra:
2. Cluthing
3. Fugazi
4. Childhood
Strefa dobra:
5. Seasons
Strefa przyzwoita
6. Holiday
Zdeklarowany brianofil, korwinista a do tego wyznawca Latającego Potwora Spaghetti.