Nie ma co, show z Milton Keynes był pełen energii (kilka razy Freddie ledwo łapał oddech), ciężko rockowy (niespodzianka, biorąc pod uwagę, że promowano album "Hot Space") i bardzo udany. Świętej pamięci Fenderek pisał, że koncertówkę "Live at the Bowl" doceni ten, kto zna specyfikę gry na scenie, zaś innym spodoba się bardziej Montreal. Cóż, miał rację, nie znam specyfiki gry na scenie i wolę Montreal.
Ale przyznaję - wartość dokumentacyjna "Live at the Bowl" jest ogromna - mamy tu bardzo surowy rockowy koncert, na jego wydaniu nie ukryto drobnych porażek zespołu (np. słynnych już problemów Maya z gitarą, który to tak szalał, że dwa razy wyrwał wtyczkę z gniazdka i jego instrument ucichł w środku utworu
) - ale przez to pokazano, że profesjonaliści z Queen dzięki umiejętności improwizacji radzili sobie mimo pecha (genialne jest np., że John gra niespodziewaną solówkę na basie, żeby Brian zdążył ogarnąć gitarę - można nawet nie zauważyć, że May miał jakiś problem
).
Pisałem już o kontraście między rockowym klimatem występu a promowaną wówczas "Hot Space". "Staying Power" brzmi na potęgę lepiej niż na albumie. Okazało się, że udawane przez syntezator trąbki Freddie spokojnie może zastąpić swoim gardłem i będzie to nie tylko naturalniejsze, ale po prostu milsze dla ucha.
Szkoda, że zostawiono syntezatorowy saksofon w "Action This Day" - ale jest on tu nieco przykryty przez normalne instrumenty, więc tez brzmi lepiej.
Dlaczego zaś nie uznaję tego koncertu za lepszy od Montrealu? No np. dlatego, że wokal Freddiego jest jakiś trudniej zrozumiały (jakby bardziej seplenił). Nie podoba mi się też przesadnie technicznie wykonane "Somebody to Love". No i tyle, inne rzeczy to zupełne drobiazgi... jeśli chodzi o stronę słyszalna, bo w przypadku obrazu, to jest dużo gorzej niż na "Queen Rock Montreal", i to już raczej sprawa bezdyskusyjna, a nie moja prywatna opinia.
"Live at the Bowl" zawiera rzeczywiście dużo bonusów. Można twierdzić, że chłopaki z Queen nie powiedzieli zbyt dużo ciekawych rzeczy w wywiadach (ile można gadać o oświetleniu?
), że fragmenty innych koncertów są kiepskiej jakości oraz że galeria zdjęć jest robiona na siłę. Galerii raczej obronić się nie da, wywiady to jak kto lubi, ale 25 min koncertu z Tokio jest pod pewnym względem jednak ciekawe - mamy tu bowiem wykonania "Teo Torriatte" i "Put Out the Fire". W wersji audio można znaleźć na DVD także wykonanie live "Calling All Girls" - a to też bardzo rzadka rzecz.
Podsumowując: bardzo dobry koncert. Jeśli Montreal jest koncertem na szóstkę, to Milton Keynes przynajmniej na czwórkę z plusem. Jak na Queen, to załączono też całkiem niezłe bonusy.