Kolejny zespół ze starych, który wydał właśnie nową płytę. Może niezupełnie ten zespół, co na jego temat wariacja. Black Star Riders to takie Thin Lizzy II. Z oryginalnego składu ostał się tylko 1 człowiek: Scott Gorham. Reszta to muzycy dochodzący, którzy później grali koncerty jako TL. Śpiewa, udając manierę Lynnota, Warwick.



Płyta jest raczej średnia choć słucha się bezboleśnie. Niestety utworów czysto "lizzowskich" jest zaledwie 4 czy 5 (Reszta brzmi jak dosyć przeciętny rock). I tu momentami można poczuć słodkie deja vu; )

3-/6

Do odsłuchu 2 najlepsze rzeczy na płycie (jeśli nie chwycą to resztę można sobie darować)

Bound for Glory (TL jak w mordę strzelił)
www.youtube.com/watch?v=kq6Z6C3ipMk

Kingdom Of The Lost ( a tu TL z "gitarką Moora")
www.youtube.com/watch?v=OEWPbi3Jtm4

To akurat ciekawe. Dawno się nie interesiłem co tam się dzieje u Gorhama i czy dalej przebierańców wykorzystuje w trasach a tu proszę.

Wypowiedzieć się mogę jedynie o Thin Lizzy, jeden z moich ulubionych zespołów. Początki mieli trudne, ale od Jailbreak to już cudny hard rock a Bad Reputation (albumu) mógłbym słuchać i słuchać.

Tak czy inaczej, więcej napiszę pewnie jutro, bo akurat do snu się sposobię.