Ja powiem tak - z lat 70-tych obowiązkowo wszystko bez wyjątków! Można w dowolnej myślę kolejności się za nie brać, ale chyba najrozsądniej będzie pójść chronologicznie by zobaczyć jak to w ogóle wszystko ewoluowało. Potem debiut czyli "solowy Syd" aby mieć choć cień bladego pojęcia z czego powstało zjawisko Floydów i jak ono ewoluowało. I w związku z tym w następnej kolejności bierz się za "A Saucerful Of Secrets" i "Ummagummę". Soundtracki jak "More" czy "Obscured By Clouds", które są po drodze możesz pominąć i zostawić sobie na zupełny koniec, bo to raczej przyrodnicze ciekawostki, choć mają tam pojedyncze naprawdę niezłe smaczki, ale w całości już tak nie czarują, a prędzej mogą znudzić. Aha i pardon, ale się trochę zapędziłem, gdy mówiłem, że z lat 70-tych musisz znać obowiązkowo wszystko... otóż jeden z tych soundtracków jest z lat 70-tych właśnie, no więc możesz go pominąć.
No a jak już przebrniesz obowiązkowo przez wszystko co Ci tu do tej pory wymieniłem to wtedy w zależności od tego czy wolisz Watersa czy Gilmoura to albo "The Final Cut" albo "The Division Bell". Wspomniałeś zdaję się, że pasi Ci bardziej dyktatura Watersa? No to wal to pierwsze, choć największe dokonanie Gilmoura pod szyldem zespołu też wypadałoby znać.
Ostatnią płytę o której jeszcze nie wspomniałem należałoby potraktować tylko jako przedsmak "The Division Bell", żeby nie czuć się zawiedzionym, tak więc... no z tego wynika, że musiałbyś ją jednak poznać wcześniej. xD
I to chyba tyle. Przysięgam, że starałem się być w miarę obiektywny i nie wymieniać płyt w kolejności według swoich ulubionych.
Bo prawda jest taka, że np. za taką "Ummagummą" to nie przepadam i nie widzę w niej nic dla siebie, "A Saucerful Of Secrets" lubię średnio, a "The Final Cut" to raczej w ogóle nie trawię(bo najprawdopodobniej jestem już urodzonym gilmourowcem i tyle w temacie
).