Mam pusto w portfelu bo ostatnio się tylko po kinach szlajam.
Wojownicze żółwie ninja - byłem zaskoczony pozytywnie. Jeśli chodzi o klimat to w połowie drogi między komiczną kreskówką i mrocznymi komiksami; myślałem, że będzie gorzej. Najbardziej się martwiłem o zmianę całego backstory, ale o dziwo twórcom udało się podejść do zagadnienia w miarę sensownie i nawet nie wyszło aż tak bez sensu. Najważniejsze jednak jest to, że szeroko pojęte sceny akcji były OK, i że użyli "COWABUNGA". Wciąż - patrzenie na TMNT w tej odsłonie boli oczy, może jakby je uczynili bardziej żółwiopodobnymi było by lepiej. Aha, i wątek kamerzysty, który ma największego pecha świata pod koniec nie był już komiczny, a po prostu tragiczny. Jezu.
Magia w blasku księżyca - poszedłem na to z kolegą bo miał darmowe bilety. Dlaczego nie zaprosił jakiejś dziewczyny zamiast mnie? Nie wiem. Generalnie - ten film był tak średni, że aż trudno mi cokolwiek powiedzieć. Jasne - ładne widoki, muzyka też niezła, ale całość mi bardziej przypominała pod względem sposobu opowiadania nie film, a przedstawienie teatralne. Wszystko szło szybko, romans wykształcił się praktycznie znikąd, przyjaciele się pogodzili w tak nonszalancki sposób, że Allen musiał sobie robić jaja, nie wierzę, że on by napisał to na poważnie. No i powiedzmy sobie szczerze - nuda. Pomimo tego, że film krótki, to wynudziłem się. Gdzie tam do najlepszych Allenów; ba - gdzie tam do najlepszych komedii romantycznych ostatnich lat.
Strażnicy galaktyki - ostatnio stałem się fanboyem DC, ale Marvela potrafię docenić - na pewno udaje im się niezłe filmy robić, które nie są zadufane w swojej głębi ani przesadnie głupio-śmieszne. To znaczy udawało im się, aż do tego filmu. Nie wiem, może to wina materiału źródłowego, ale za dużo żonglowali tutaj pisanym capslockiem MOMENTEM EMOCJONALNYM albo równie mocno caps lockiem zaznaczonym A TERAZ SIĘ ŚMIEJCIE. Żadna postać mi właściwie specjalnie do gustu nie przypadła, poza Grootem. A Rocket mnie tak irytował, że jezu. Ogółem nie było tragedii, ale się specjalnie genialne nie bawiłem (choć kilka momentów, jak na przykład ustalanie planu w więzieniu podczas gdy Groot działa w tle, było wcale fajnych). Dobry wybór soundtracka, niespodzianka.
Czarownica - aż taki rewizjonizm w wykonaniu Disneya to chyba u nich nowość. Nie wiem, nie jestem specjalnym fanem aż takiej ingerencji w bajkę, którą wszyscy znają i lubią(?). Nie wiem, dla kogo to jest: dla dzieci nie, bo zbyt mroczne (nie ukrywajmy, sporo przemocy jest, cały wydźwięk, pomimo happy endu, jest trochę zbyt ponury, plus chyba w Polsce wyszło tylko i wyłącznie z napisami), dla młodzieży nie, bo jaki nastolatek pójdzie na Disneya do kina i ma zachować "SZACUN" na dzielni... chyba to jest dla tych dorosłych, którzy chcą sobie przypomnieć nostalgię Disneya z lat dorastania, ale chcą zobaczyć historię Śpiącej Królewny na miarę kinematografii XXI wieku, gdzie nie ma czegoś takiego jak po prostu czarny charakter. Niewątpliwa zaleta to strona wizualna, szczególnie wygląd Angeliny Jolie, która wygląda jak żywcem przeniesiona z animowanej wersji z '59. Ale poza tym to tak trochę ubogo, smutek. Teraz czekam na live-action remake Zakochanego kundla gdzie wpleciony zostanie wątek rasizmu i dowiemy się, że hycel tak naprawdę przeżył traumę życiową i dlatego nienawidzi bezdomnych psów. Bo obecny Disney.
Jeszcze widziałem nowe Transformersy. Tak absurdalne, jak można by się spodziewać, ale też nudne jak flaki z olejem gdy roboty nie niszczą miasta albo nie kopią tyłków obcym. Czyli jakaś 1/2 filmu do przespania.