Nie znam się na kebabach, dlatego wypowiem się! A nawet mam ambicję, żeby mój post był w tym temacie najdłuższy!
Nie lubię kebabów, głównie ze względu na to, że daje się do nich gotowe sosy na bazie keczupu lub majonezu. Keczup i czosnek mają zaś na tyle silny smak, że zabijają smak wszystkiego innego. generalnie jest tak, że jak ktoś - tak jak ja - od lat bawi się w eksperymentowanie z gotowaniem, a najbardziej lubi z gotowania własnoręczne przygotowywanie sosów, to mu żaden sos z plastikowej butelki z supermarketu nie dogodzi. Samo połączenie mięcha z warzywami, sosem i czymś skrobiowym, to bardzo lubię, ale jako to coś skrobiowego wolę makaron, ryż albo kaszę niż bułkę czy inne pieczywo. Dlatego nad kebaby przekładam np. risotta i spaghetti.
Z innej beczki. W Toruniu nieopodal Starego Rynku jest ulica Szewska, którą mieszkańcy miasta powszechnie nazywają Kebabową. Jest na tej ulicy francuska restauracja Prowansja i salon sukni ślubnych (czy jak to się tam zwie), ale przede wszystkim można znaleźć tam lokale z kebabami. Najwięcej życia jest w nich wieczorem, jak studenci wracają z imprez i mają gastrofazę. Ja też wtedy tam najczęściej bywam, bo mam zwyczaj odprowadzania różnych ludzi do domów. Przeważnie nic nie jem, bo w ogóle nie lubię jeść przed snem, tylko się gapię, jak inni jedzą. W takich porach i w takich towarzystwach można zobaczyć różne dziwne sytuacje. Kiedyś dziewczyna, z którą wcześniej chlałem na mieście, umazała się potem kebabem w takim lokalu i prosiła, żebym przynajmniej powyciągał kawałki jedzenia z jej długich, fantazyjnie ułożonych włosów. Romantyczne, czyż nie?
Z jeszcze innej beczki. W Toruniu zawsze się pisze "kebab", a kiedy pojechałem do Bydgoszczy, zorientowałem się, że tam taka pisownia w ogóle nie występuje. Na szyldach, tablicach itd. pisze się tylko i wyłącznie "kebap". Potem dowiedziałem się, że jest to kwestia umowna, bo Turcy wymawiają to słowo tak, że ostatnia głoska brzmi jak coś pośredniego między naszym "b" i "p". Nie zdziwiłbym się, gdyby chodziło po prostu o ubezdźwięcznienie, które przecież i u nas występuje.
Z beczki innej niż wszystkie poprzednie, ale trochę podobnej do drugiej w kolejności spośród tych, które dotąd już były. Zaskakująco trudno o kebab we Wrocławiu, który przecież jest bardzo dużym miastem. Spotykałem tam za to powszechnie na budkach z gotowym do spożycia jadłem szyldy: "Knysze". Z ciekawości kupiłem jedną i powiem szczerze, że wiele się ten lokalny (?) fast food od kebaba nie różnił.
Jestem pewien, że to, co napisałem, zostanie uznane za arcyciekawe.
A tak naprawdę, to po prostu muszę się uczyć na egzamin poprawkowy, dlatego piszę o głupotach.