przez Anela » 26 wrz 2013, o 21:31
rybo dwudyszna jasna. Napisałam wypracowanie i mnie wylogowało.
echhhhhhhhhh
No dobrze. Nie umiem stanowczo i w całości opowiedzieć się za jedną dekadą. Oczywiście, wolę lata 70te zdecydowanie, ale nie zamierzam tak do końca walczyć z latami 80. i bez skrupułów obrzucać je błotem. Nie był to dobry okres.. Ale był ważny.
Dla mnie lata 70te to esencja zespołu, wybuch ich kreatywności, ich prawdziwe oblicze - chłopaki eksperymentowali, przekraczali granice, miałam wrażenie, że nie przyjmowali do wiadomości, że są rzeczy niemozliwe. Grali to, na co mieli ochotę. Tu jest ich serce, tu ich talent błyszczy. Inna sprawa, że w tym czasie artyści byli bardziej niezalezni, tworzyli po swojemu, bo następne dziesięciolecie rządziło się swoimi prawami, to już chyba był biznes.. Listy przebojów, teledyski, wielkie trasy i masowe koncerty. A chłopcy mieli apetyt na sukces, więc według tych reguł grali.
Efekt znamy. Teraz boli czasami słuchanie takiej muzyki i myślenie, że to marnowanie czasu i talentu.. ale ogólnie rzecz biorąc, całkiem niezły sukces ta muzyka osiągnęła. Oczywiście, to nie jest wyznacznik świetności zespołu, ale ja nie traktuje tego do końca jako wadę. Nie lubiłam Gagi i IWTBF kiedy Queen było mi zupełnie obojetne i do tej pory nie przepadam za czymś takim, ale mam świadomość, że bez tej muzyki mojego uwielbienia do Queen by zapewne w ogóle nie było. Popularność i status, które zdobyli w sporej części dzieki tej muzyce, umozliwiły mi pózniejsze wgłębienie się w ich twórczośc, dlatego nie żałuję, że byli na listach, że sprzedali tyle płyt. Mnie co prawda pociągnęło Don't Stop Me Now i Made In Heaven, ew. mozna jeszcze zaliczyć Show Must Go On, i WWTLF, ale dzięki muzyce z takiego The Works dowiedziałam się o istnieniu tego zespołu, dzięki temu, że radia grały te nienajlepsze hity. Oczywiście, dla jednych tworzy to fałszywy obraz zespołu jako całkowicie komercyjnego, lecącego na kasę i tworzącego przyjemne przeboiki, ale z drugiej strony, jak kiedyś rozmawialiśmy - to jest furtka. Przez te drzwi można wejśc i poznawać, najpierw różnorodną i bogatą muzykę Queen, potem wszelką inną muzyke w ogóle. Dokładnie taką funkcję spełnia u mnie Queen. Nie będę udawac, byłam ogromną ignorantka i do tej pory moja wiedza i gust nie są zbyt wyrafinowane. Ale cos się zmienia dzięki Queen właśnie i na pewno nie tylko ja tak mam.
Może zakochałabym się w Queen wczesniej gdybym miała okazję słyszeć utwory z The Miracle - choć to też są lata 80. I to jest jeszcze inna sprawa - uwielbiam lata 70te, ale cieszę się, że Queen ma w dorobku muzykę, która po prostu dostarcza radości i przyjemności jak np. na The Miracle. QII mnie porusza i skłania do zachwytow, kocham ADATR z całego serca. Czasem jednak też przychodzi ochota na coś kompletnie innego, a takie Breakthru od razu poprawia humor i dodaje energii, a nie powiem, przy Calling All Girls i Hammer To Fall też jest miło. A na koncertach na bank klaskałabym z całym tłumem do Gagi.
Myślę, że ten etap i dla chłopaków był ważny. Uświadomił im co nieco, parę rzeczy potem zrozumieli.. Na kształt Innuendo miała wpływ w wiekszości choroba Freda, ale doświadczenia z poprzednich lat z pewnością też. Wszystko w życiu jest po coś - te lata 80. też coś dały..
Jest jedno pytanie - czy gdyby cały czas szli ściezką z lat 70, czy w takim wypadku też osiągneliby taki sukces? Może tworzyliby trochę inaczej, ale nie odbiegliby od swojego stylu.. Ciekawe, co mogłoby powstać. Czy to dałoby im tyle, ile osiągnęli przy pomocy The Works i AKOM? Na pewno cięzko stwierdzić, może szkoda, że zboczyli z drogi.. ale jak mówiłam - koniec końców, nie mogę im mieć tego do końca za złe.
Może muzyka, jak to mówicie, ejtisowa nie napawa mnie dumą i to nie był dla nich najszczęśliwszy okres - ale był istotny i potrzebny. Zresztą - i w latach 80. mozna znaleźć fajne rzeczy. Chyba nie da się bezwarunkowo kochać całej twórczości Queen, ale myślę, że na każdym etapie chyba da się znaleźć coś dobrego.