przez Rysiu » 18 cze 2015, o 16:50
Wersja bardzo wstępna:
1. Genesis - Tresspass
Tak, tak tak! To już jest to. Pierwszy pełnoprawny album Genesis, troszkę może jeszcze surowy i toporny w brzmieniu, wciąż jeszcze bez Hacketta i Collinsa (szczególnie tego pierwszego szkoda), ale fantazja artystyczna objawiła się już w pełni. Troszkę niesprawiedliwie album niedoceniany i zdecydowanie zbyt często pojawiają się komentarze, że Genesis niby zaczęli się od Nursery Cryme, czemu stanowczo zaprzeczam.
2. Black Sabbath
Opener przeraża mnie po dziś dzień. Śledząc dalszą karierę BS (chronologicznie, a jak!) z żalem obserwowałem jak z płyty na płytę oddalali się od pierwszego ich dzieła. W zasadzie nawet "Paranoid" ledwo, ledwo i tylko miejscami zachowuje resztki klimatu, jakim przesiąknięta była pierwsza ich płyta. W zasadzie nie mam zastrzeżeń. No, poza głosem Ozzy'ego (nie jestem jakoś fanem), ale jak się człek z tym pogodzi i przymnie oko to wtedy dostajemy płytę piękną i fascynującą, mroczną jak żadne inne w dziejach rocka.
3. Pink Floyd - Atom Heart Mother
Atom, który w mojej opinii przypomina dość mocno późniejsze Meddle (chociaż niewątpliwie całościowo słabszy od następnika). To jeszcze nie jest "prawdziwe" Pink Floyd, jeszcze dość daleko od klasycznego okresu, ale po okresie błądzenia po omacku (More, Ummagumma) tym razem zespół wykonał mocny i wyraźny krok w pewnym kierunku, który doprowadzi nas do Ciemnej Strony Księżyca i następców.
4. Syd Barrett - Barrett
5. Syd Barrett - Madcup Laughs
Ufff... Ciężki temat. Na "Barrett", podobnie jak "Madcup Laugts" mamy zbiór luźnych pomysłów, niedbale, na szybko zaaranżowanych. W normalnej sytuacji nikt tego by nie wypuścił na rynek, a tylko niewielu hardcore'ów odważyłoby się wysłać to jakiejkolwiek wytwórni jako demo. Ponieważ jednak rozpaczliwie próbowano pomóc Barrettowi, przepchnięto te dwie płyty jakoś no i mamy co mamy. Podobnie jak na "Piperze" i (częściowo) "Saucerful" te dwie płyty to portret pozostającego poza kontrolą, bardzo niestabilnego, rozerwało się już na wszystkie strony i bliskiego ostatecznego krachu geniusza. I o ile razem z PF udawało się jakoś trzymać Barretta w ryzach, o tyle jego twórczość solowa to już kompletny odjazd, walący się domek z kart, trzęsienie ziemi i gruzowisko wszystkiego tego, co kiedyś stanowiło, że Barret był wielki. Słucha się tego bardzo ciężko, słuchacz nie znający kontekstu od razu odrzuci, bo obiektywnie ta muzyka to gówno do kwadratu - ale trzeba spojrzeć szerzej - te dwie płyty to anatomia upadku wielkiego muzyka, to nagranie głosu rozdzierającej się duszy, to krzyk rozpaczy, jęk smutku, głos nadziei tam, gdzie już jej nie ma i żałobne epitafium dla samego siebie. Bardzo emocjonalnie na mnie te dwie płyty działają i wracam do nich czasem.
6. Black Sabbath - Paranoid
To już nie to...
7. The Beatles - let it be
Nie pamiętam nawet za bardzo tego (poza dość ciekawym tytułowym - może gdybym przesłuchał sobie teraz płytę, mruknąłbym sam do siebie "hmm... to też przecież znam!"); zdaje się jednak, że nie zakończyli kariery w jakiś wybitnym stylu.
8. Deep Purple - In Rock
Szczerze? Tak całkiem szczerze? Na tle evansowych poprzedników nie da się tego słuchać. Ohydna produkcja, być może najgorsza w dziejach, zabijająca wszystko, co w albumie mogłoby być ciekawe.
9. David Bowie - The Man who sold the world
Podobnie jak przy poprzedniej płycie, daję punkty tylko za jedną (znów tytułową) piosenkę.
10. Emerson, Lake and Palmer
Próbowałem kiedyś przemęczyć tę płytę (właściwie to podszedłem do sprawy dużo ambitniej: przemęczyłem całą dyskografię). I tylko ta płyta z całej ich twórczości jest w moich oczach coś warta. Muzyka bardzo ciężkostrawna, ale odwdzięcza się tym, którzy jej zaufali i cierpliwie przesłuchali ją wielokroć razy. Odkrywa swoje smaczki, pokazuje swój kunszt. Ale trzeba mieć czas i nastrój, bo nie jest to absolutnie muzyka do słuchania w tle.
11. Led Zeppelin III
Pomimo kilku highlightów (chociaż nawet one bez szału) nie umiem docenić zbyt mocno tej płyty.
12. King Crimson - In the wake of poseidon
Nawet nie pamiętam. W każdym razie bezdyskusyjnie gorsze od debiutu.
Ostatnio edytowano 21 cze 2015, o 17:37 przez
Rysiu, łącznie edytowano 9 razy
Zdeklarowany brianofil, korwinista a do tego wyznawca Latającego Potwora Spaghetti.