1. Pół Żartem Pół Serio (1959) - No wreszcie jakaś porządna(mimo, że genderowa, ale to w tym wypadku akurat zaleta xD) komedia z Marilyn, choć to nie ona gra tu pierwsze skrzypce. Do tego mafijne porachunki, impreza w pociągu(w ogóle za sam motyw drogi duży plus), no i piosenki - jak zawsze dobre, choć nie wiem dlaczego ale zabrakło tu tytułowej.
2. Dwunastu Gniewnych Ludzi (1957) - Jak ja uwielbiam te minimalizmy w filmach, bo można przy ich pomocy(albo pomimo nich) przekazać naprawdę zaskakująco dużo treści! Typowy film pokazujący jak ludzie czasem zatracają trzeźwe myślenie i jak łatwo ulegają emocjom. Dodatkowo wszystko potęgują warunki w jakich ci faceci muszą pracować - duszno, ciasno i pod presją czasu bo niektórym się na mecza śpieszy. Poza tym bardzo ciekawa i inteligentna wymiana argumentów, przekabacania innych na swoją stronę... i w ogóle jak ten film uświadamia pewną oczywistą prawdę której wielu ludzi za rybo dwudyszna nie chce pojąć - że nic nie jest jednoznaczne i każda sprawa pozostawia po sobie wiele wątpliwości... że zawsze znajdzie się więcej wątpliwości niż faktów. Jezu, w ogóle jak tak patrzyłem na te kłótnie i argumentacje począwszy od tego gościa co jako pierwszy uznawał tego chłopaka za niewinnego to normalnie miałem wrażenie jakbym widział siebie samego kłócącego się z rodziną o jakieś pierdoły i gdy uświadamiam, że nie można być zbyt pewnym siebie i swoich przekonań to oczywiście nikt nie słucha... bo nie!
Argumentacja zupełnie na poziomie tego gościa na końcu. xD Powinni imo zdecydowanie obejrzeć ten film, bo pokazuje on jak w prosty sposób można obalić wszelkie racjonalne argumenty! Na wszystko! I jak łatwo można na wszystko znaleźć jakieś okoliczności łagodzące...
Nie no, wgniata w fotel ten film, bez dwóch zdań! I o ile tam facetom czas się dłużył to u mnie jako widza wręcz przeciwnie!
3. Pociąg (1959) - Za Cybulskiego, jego szaleństwo i ten jego śmieszny nawyk... który w końcu przypłacił życiem i to niestety w realu.
W ogóle jak on zrobił tą sztuczkę, że pociąg pędził a on nagle znalazł się po drugiej stronie okna i nic mu się nie stało pozostaje dla mnie zagadką.
Ale głównie spodobał mi się ten film po prostu za sam motyw drogi, który w filmach i w życiu po prostu uwielbiam! I pociągami też jeździć uwielbiam. I w ogóle niesamowite jak się pozmieniało PKP przez te pół wieku - wszystko tam takie lśniące, zadbane i nowiutkie... aż trudno uwierzyć, że to lata 50-te. Chociaż z drugiej strony jeżeli teraz wagony PKP są brzydkie, zniszczone, stare i zaniedbane to jednak logiczne, że te kilkadziesiąt lat temu musiały być schludne, nowiutkie i zadbane.
O i albo mi się zdaje, albo w korytarzach było chyba jakoś mniej ciasno. O i jeszcze morze na końcu... no jak tu nie lubić tego filmu? O i jeszcze ta muzyka jakby sam Miles Davis robił soundtrack do tego filmu.
4. Ostatni Dzień Lata (1958) - Jak już wspomniałem - uwielbiam minimalizmy, bo dzięki nim, albo pomimo nich można wiele cennych treści przekazać. No i jeszcze to morze... Moim zdaniem to jednak bardzo smutny film(co nie znaczy, że zły), a zwłaszcza z tym wyciem na końcu... z takim jakby rozpaczliwym wołaniem o pomoc... Trudno się przy tym nie zmusić do refleksji.
5. Zakochany Kundel (1955) - No skoro pojawiają się Disney'e to znaczy, że po nich będzie tylko gorzej. Nie znaczy, że animacje są złe, bo akurat w tej dekadzie to były jedne z lepszych, ale ja jednak wolę zbyt nachalnie nie promować sentymentów z dzieciństwa i jeśli już gdzieś je promuję to bardziej dlatego, że brakuje mi już pomysłów na to co wstawiać dalej. Choć to oczywiście nie koniec wcale mojej listy.
6. Przystanek Autobusowy (1956) - Jeden z najdziwniejszych filmów jakie widziałem. Jednocześnie mnie bawił i wkurwiał. W dzieciństwie pewnie bym się z tego śmiał, ale jak ja patrzyłem na tego namolnego kowboja co cały czas napastuje Marilyn i jeszcze ją porywa łapiąc na lasso przed wejściem do autobusu... normalnie nie przypuszczałem, że można być aż takim idiotą. A najgorsze jest to, że ja niestety paru takich typków znam w realu i zachowują się tak nie tylko wobec dziewcząt.
Patrząc na tego buca jak nic do niego nie docierało normalnie miałem ochotę dać mu w mordę, ale na szczęście wyręczyli mnie już w tym filmie inni. Ale miał debil szczęście, że to się wszystko mimo wszystko dobrze dla niego i wszystkich skończyło.
A dlaczego w ogóle daję ten film, skoro wymieniłem praktycznie same jego wady? No bo primo: na pewno nie można powiedzieć o tym filmie, że jest nudny, bo jednak wgniatał w fotel i byłem strasznie ciekaw jak to wszystko się rozstrzygnie, secundo: Marilyn wreszcie zagrała jakąś prostą normalną dziewczynę, a nie jakąś pazerną arystokratyczną damulkę z wyższych sfer, pławiącą się w sławie i luksusach i co tylko czyha na jakiegoś milionera - bo na taką to ja już szczerze patrzeć nie mogłem! No i tertio - motyw drogi! Podróży! To zawsze będzie dobre! Quatro - kowboje, rodeo, dziki zachód, Quinto - piosenka "That Old Black Magic".
7. Buntownik Bez Powodu (1955) - Bo James Dean i jego ADHD... nie no, fajnie było popatrzeć na perypetie buntowniczej młodzieży z lat 50-tych, która jak się okazuje wcale nie była lepsza od dzisiejszej. Trudno jednak mi uwierzyć, że to jest dokładnie pokolenie moich dziadków, a sam James Dean jest nawet z tego samego rocznika co jeden mój Ś.P. dziadek i jedna moja Ś.P. babcia. Poza tym wyścigi samochodowe, nawiedzony dom i planetarium. Na pewno nie było nudno.
8. Popiół i Diament (1958) - Nie do końca mnie ten film wciągnął, no ale trudno nie docenić. Poza tym Cybulski i już wiadomo o co chodzi. Czasem mam wrażenie jakby był on polskim Jamesem Deanem, bo ten jego upór i bezkompromisowość są wręcz wzorcowe podobnie jak u amerykanina. I mówię tu nie tylko o jego roli w tym filmie ale i w "Pociągu". Ale żebym uznał ten film za kultowy to musiałbym go obejrzeć na spokojnie, a nie na szybko na potrzeby tego rankingu. Generalnie jednak bardzo dało się tu we znaki to karierowiczostwo co po niektórych na tym bankiecie. W sumie i pijaństwa było tu tyle, że... no generalnie zmierzam do tego, że chyba Smarzowski mógłby spokojnie coś takiego nakręcić.
9. Śpiąca Królewna (1959) - No kolejny Disney dla zapchania listy. Ten zdecydowanie niżej bo to jednak babski film, no ale że ja jestem i byłem dziwny i że wychowywałem się wśród niemalże samych sióstr to oglądałem go w dzieciństwie ochoczo.
<runs>
10. Słomiany Wdowiec (1955) - I jeszcze jedna Marilyn. Obejrzałem tylko dlatego, że to właśnie z tego filmu pochodzi ta słynna scena z podmuchem z metra. Ale miejscami mnie ten film nudził, bo za dużo tam było trochę tych wszystkich schizofrenii głównego bohatera, a sama scena z podmuchem z metra pokazana tylko fragmentarycznie... trochę się zawiodłem na tym filmie. Ale momenty też były, jak się gościu przewracał na wrotkach, jak utknął mu palec w butelce od szampana(w ogóle śmieszne jest, że jak Marilyn upadła na podłogę usuwając mu palec to ta się nieźle wywróciła i szampan był cały i nie uroniła się ani kropelka), pakowanie wiosła, no i jeszcze muzyka Rachmaninowa, którego polubiłem za sprawą tego, że jeden z moich ulubionych klawiszowców rockowych nawiązuje do jego twórczości. No i te moje ulubione fragmenty też się tu w tym filmie przewijały.
No generalnie momenty ten film miał, ale starczą one tylko na ostateczne zapchanie listy, bo gdybym miał więcej czasu na przypominanie sobie filmów lub poznawanie nowych to na pewno w tym miejscu pojawiło by się coś innego.
11. Na Wschód Od Edenu (1955) - Kolejny James Dean, ale niestety ten już mnie nudził. Ja rozumiem, że Dean i w filmach i w życiu był zagubiony i bezkompromisowy, ale tutaj pokazywał to aż za bardzo i tak jakoś z trwogą ten film oglądałem jak tak na niego patrzyłem. Reszta postaci niczym mnie nie powaliła. Było tylko kilka fajnych scen w lunaparku i na paradzie z okazji przystąpienia USA do I wojny światowej, ale poza tym... nie no, film jest gorzki, dramatyczny i daje do myślenia, zmusza do refleksji, no ale... nie wiem, może to po prostu nie moje klimaty? Poza tym myślałem, że to będzie western.
No i mam jeszcze kilka filmów które mógłbym dać na listę, ale nie dam, bo albo za słabo pamiętam, albo widziałem tylko fragmentarycznie, a są to m.in.:
Rio Bravo (1959)
Orzeł (1958)
Konnica (1959)
Osobne Stoliki (1958)
Książę i Aktoreczka (1957)A ja mam zasadę by nie dawać mimo wszystko filmów, których widziałem tylko urywki.
Chciałem jeszcze poznać
Ben Hur (1959), ale litości! Co za idiota kręci 3,5-godzinne filmy?! Jakby nie można było tego na dwie części podzielić, że już nie wspomnę, że pewnie większa kasa by z tego była.
Generalnie jednak tę połowę dekady uważam za słabszą od poprzedniej, a na oglądanie więcej filmów które mogłyby mi się spodobać po prostu nie miałem w tym tygodniu czasu.