1. Asterix i Kleopatra (1968)Wiem, że dziwnie wygląda kreskówka na pierwszym miejscu, ale kurczę, TA animacja, TEN humor, bezbłędny dubbing (polski, bo nie wiem, jak było w oryginale), w tym bezbłędny żart z samej istoty dubbingu jako wstęp do filmu - po prostu Asterix w pełni swojej wielkości (choć niskiego wzrostu
). Tę część przygód dzielnych Galów współreżyserowali sami René Goscinny i Albert Uderzo - to z pewnością wyszło całości na dobre. Nie warto nawet porównywać z niedawno nakręconym filmem o tym samym tytule z żywymi aktorami...
2. Jak rozpętałem drugą wojnę światową (1969)Hmm, wydawało mi się, że to miniserial, ale wszędzie widzę info, iż jest to film fabularny w trzech częściach - więc wrzucam, najwyżej Mefju odrzuci (żadna strata swoją drogą, bo mam jeszcze kilka dobrych filmów w rezerwie). Polski humor wojenny chyba na najwyższym poziomie. Poza tym akcja jest na tyle skomplikowana, że jak byłem mały, w wielu momentach nie mogłem się połapać, o co chodzi
. Dzisiaj, kiedy już łapię takie rzeczy bez problemu, bardzo lubię niedopowiedzenia i skomplikowaną akcję.
3. Planeta Małp (1968)Wiadomo, że SF>fantasy, bo ten pierwszy gatunek jest w stanie więcej powiedzieć o naszym świecie - nie tylko daje ocenę kondycji społeczeństwa przez metafory, ale też pokazuje, w jakim kierunku być może zmierzamy i pozwala ocenić naszą cywilizację z dystansu. "Planeta Małp" pełni te wszystkie funkcje niemal doskonale. Poza tym jest to pełen zwrotów akcji film przygodowy. Nie można też zapomnieć o genialnie budującej klimat muzyce. Choć nie jest ona jakoś mocno uwypuklona, pod koniec filmu te niepokojące dźwięki wręcz wwiercają się w mózg, nadając gorzkiemu zakończeniu jeszcze większego tragizmu.
4. Dziecko Rosemary (1968)Oto horror z prawdziwego zdarzenia - nie ma żadnych żałosnych potworów, ba, nawet tytułowe dziecko Szatana wygląda zupełnie normalnie; za to po mistrzowsku budowany klimat napięcia sprawia, że widz i tak się boi. Poza tym jest tu poruszony wątek wyboru moralnego, którego ze świecą szukać w dzisiejszych horrorach.
5. Przekładaniec (1968) - krótkometrażowy
Kolejny SF stawiający ważkie pytanie - nawet ważniejsze dziś niż 46 lat temu (no ale to w końcu adaptacja utworu Stanisława Lema, który był niezłym wizjonerem): do którego momentu człowiek, przerabiany na stole operacyjnym jest jeszcze sobą? Tu poruszono tylko kwestię transplantologii, ale przecież pytanie można spokojnie rozciągnąć na klonowanie czy eksperymenty genetyczne. A może najlepsze w tym wszystkim jest, że tak trudną sprawę przedstawiono przystępnie, lekko, właściwie komediowo (swoją drogą, genialna rola ciągle rozwalającego się samochodem Bogumiła Kobieli jest niemal takim samym paradoksem jak role Cybulskiego - Kobiela rok później naprawdę zginął w wypadku samochodowym).
6. Hibernatus (1969)Jedna z lepszych, a na pewno bardziej szalonych komedii z Louisem de Funesem w roli głównej. Mało tego, tu też gdzieś w tle można znaleźć tematykę moralną - bo jak należałoby w rzeczywistości postąpić z człowiekiem, którego w jakiś sposób przywrócono do życia po wielu dziesięcioleciach? Oczywiście ważniejsze są tu inne rzeczy - świetny humor sytuacyjny, niemal groteskowy, piękne scenografie i kostiumy (a akurat to jest tu ważne ze względu na bardzo dużo przebieranek).
7. Mayerling (1968)Ano taki tam film historyczny o tragicznej miłości austro-węgierskiego następcy tronu do nihilistki. Chyba trochę za słabo pokazano, jaką femme fatale była Marie Vetsera (a można było, bo grająca ją Catherine Deneuve przecież jest specjalistką od tego typu ról!). Niemniej wspaniale odtworzono klimat epoki. Ogląda się to wszystko bardzo przyjemnie, a niektóre sceny powinny stać się kultowe.
8. Lalka (1968)W tych latach po raz pierwszy nastała moda na ekranizowanie lektur szkolnych (po raz drugi przyszła ona pod koniec lat 90.). Wtedy efekty były całkiem niezłe - umiano odtworzyć atmosferę dawnych lat, poza tym aktorzy i operatorzy byli o wiele lepsi (chociaż akurat Mariusz Dmochowski chyba był za sztywny do roli Wokulskiego). Niestety, ekranizacja nie jest w stanie dorównać książkowemu pierwowzorowi, jeśli pierwowzór ten został napisany przez takiego mistrza słowa, gorzkiego prześmiewcę jak Bolesław Prus. Pewnie gdybym nie czytał "Lalki", byłbym bardziej zadowolony, tak to mogę tylko powiedzieć, że wyszło dobrze, ale jednak szkoda, że Has nie poświęcił energii na coś innego niż lektura. Niezaprzeczalne zalety filmu: muzyka Wojciecha Kilara i zjawiskowa Beata Tyszkiewicz.
9. Pan Wołodyjowski (1969)Kolejna lektura
(choć dziś już nieobecna w kanonie). Książki nie czytałem, więc nie jestem uprzedzony (a byłbym, bo styl pisarski Sienkiewicza uwielbiam ponad wszystko), ale i tak pierwszą (czy też trzecią, zależy jak patrzeć
) część trylogii Hoffmana lubię najmniej. Zagłoba jest zawsze śmieszny, epickie przygody są (ale znowu nie tak dużo), klimat jest, wzruszające zakończenie też, wyraziste postacie także, natomiast sama fabuła jest stosunkowo mało ciekawa.
10. Człowiek z tatuażem (1968)Klasyczny Louis de Funes, ale tym razem w parze z równie znanym aktorem - Jeanem Gabinem. Świetna para. Poza humorem sytuacyjnym mamy tu satyrę na sztukę współczesną (choć mocniejsza ona będzie już wkrótce w polskiej komedii "Nie lubię poniedziałku), a przede wszystkim - na funkcjonowanie rynku dzieł sztuki.
Kurczę, nie wystarczyło miejsca nawet na pełnometrażowy debiut Krzysztofa Zanussiego ani na pre-Monty Pythona ("Jak wkurzać ludzi")! W latach 70. koniecznie musimy robić głosowanie dla każdego rocznika oddzielnie.