Znowu bitwa w stylu pierwszych sezonów, czyli jej brak. W sumie lepiej, bo sceny batalistyczne to zwykle im nie wychodzą. Ale sam wynik bitwy to chyba można było jakoś bardziej realistycznie pokazać, a nie remis - wszystkie gofry umarły, został tylko Stannis w lesie i Ramsey z gofrem. Ale się nie spotkali. No farfoclu.
Kalisi ze smokiem czekająca na ostre umpa-umpa - bardzo śmiałem. Arya dobra, nie wiem co chcecie, zmienia twarze, oślepia pedofila i zadaje mu klasyczna absurdalna graotronową śmierć poprzez tchawicę. Tak samo dobra Cersei - tak jak była jedynym Lannisterem, którego nie lubiłem, tak teraz mam nadzieję, że rozkurwi ten Watykan z pomocą Góry i się skończy impreza pod krzyżem. Straszna sraka oczywiście w Dorne, do samego końca, chwała Bogu, że chociaż tę księżniczkę zabili bo już by całkiem ten wątek nie miał celu. Jon Snow zawsze w sercu, pokazał, że jest synem swojego ojca, śmierć godna Starka. <3 A, z tą jebniętą od Boga Ognia - nie wiem co myśleć. Zwątpiła w swoją wiarę? Una? Przecież Bóg Ognia śnieg stopniał, co że połowa wojska zdezertowała, w gorszych chwilach się szło do przodu jak debil. Nie ogarniam jej.