przez Atrus » 11 lip 2015, o 19:58
Ach, Tony Wakerford. Nie zaśpiewałby porządnie trzech nut, choćby miało mu to uratować życie. Ponadto za młodu był w partii socjalistycznej, potem w faszystowskiej, za co wyleciał z Death in June. Wylecieć za faszyzm z zespołu, którego symbolem jest Totenkopf i który cytował Horst Wessel Lied na co najmniej jednej z płyt to jest osiągnięcie, nie? Coś jakby wylecieć z rządu za korupcję. Albo z europarlamentu za hailowanie. Oh, wait. W każdym razie przyznał, że to były błędy młodości i już się nie bawi w politykę. Wybaczamy. I prosimy o wybaczenie. W każdym razie powinienem chyba dodać, że jednak z wielkiej neofolkowej trójki Sol Invictus na dłuższą metę najmniej mi podchodzi. Z drugiej strony znam tylko trzy płyty, więc to średni materiał porównawczy. Z trzeciej strony, wszystkie trzy brzmią tak samo, więc może jednak.
Może teraz coś o muzyce. A nie! Jeszcze okładka. Jak słusznie zauważył NAR, wygrywa i bardzo pasuje do muzyki. A nawet bardziej do tytułu płyty. Co może być na okładce albumu pod tytułem In the Rain? Kobieta z parasolem. No i jest. QED.
To teraz o muzyce. Pasuje mi do pogody i upadku Europy. Ponury instrumentalny wstęp zapowiada, czego się możemy spodziewać: smutnych piosenek o miłości i śmierci. O pierwszej piosence na płycie, Stay, jakoś nie potrafię wiele napisać. Natomiast Believe Me to już to co lubię. Melancholia, beczenie i śmierć. Bez miłości, zaprawdę, jesteśmy zgubieni -- WCz. Putin powiedział ostatnio coś podobnego i się z niego śmiali w internetach, błazny i szuje. Down the Years ma jeszcze bardziej potępieńczy klimat dzięki wykorzystaniu bębnów. I nawet ładniejszy refren. Dalej wiele się nie zmienia, pozostajemy w podobnym nastroju, raz żywej, raz martwiej, aż w końcu docieramy do An English Garden. I to jest utwór niebywały. Prawdopodobnie mój ulubiony w repertuarze tego zespołu (znaczy, z tych trzech płyt, które znam). Duża w tym zasługa tekstu, mocno pobudzającego wyobraźnię. Taki klasyczny, wiktoriański horror: na początku wydaje się, że w domu straszy coś nadprzyrodzonego, ale prawda okazuje się być jeszcze okropniejsza, bo oto okazuje się, że dziadek, emerytowany oficer, zasłużony w tłumieniu powstania sipajów, zgwałcił guwernantkę i zamknął ją w piwnicy, gdzie powiła dziecię, i tak dalej i tak dalej. Całkiem możliwe, że to moja nadinterpretacja. Muzyka jak zwykle, gitara, smyczki i beczenie. Pojawia się klawesyn. To tyle. Ciary. Dalej zasługuje na wyróżnienie In the Days to Come, w swojej ostateczności przypomina wcześniejsze Down the Years. Na zakończenie Wakerford przypomina nam, że Europa nadal moknie, i jak ją tak zostawimy, to dostanie zapalenia płuc i umrze.
Jaką płytą jest więc In the Rain? Super płytą, ot co. Zdaje mi się jednak, że minimalnie wolę Death of the West. Co nie zmienia faktu, że nie żałuję, że sobie ją przypomniałem. Muzyka jest oczywiście prosta jak drut i równie subtelna, więc jeżeli szukacie wyrafinowania i polotu, to nie tu. Jeżeli zaś chcecie spędzić trzy kwadranse myśląc o strasznym losie, który nas czeka, to będzie w sam raz. Zabawa dla całej rodziny, polecam gorąco.
With my last breath I curse Zoidberg.